Naderwane ścięgno podczas jazdy na nartach, wybity bark, którym zakończyły się szaleństwa na rowerze, czy pospolite poślizgnięcie na nieodśnieżonym chodniku i zwichnięty łokieć. Udaje nam się dostać na Szpitalny Oddział Ratunkowy lub do ortopedy i dostajemy skierowanie na kilka zabiegów, które pozwolą nam stanąć na nogi unikając bardziej inwazyjnych metod, na przykład operacji. Oczywiście pełni wiary nie wierzymy doświadczonemu lekarzowi, który zlecając nam rehabilitację „od zaraz” ostrzega nas, że będziemy musieli za nią zapłacić, bo terminy „na NFZ” będą nie do przyjęcia. Przecież mieszkamy w dużym mieście, gdzie pełno ogłoszeń gabinetów rehabilitacyjnych, także takich z dopiskiem NFZ. Jednak życie szybko sprowadza nas na ziemię. Krioterapia i lasery, które miały nam pomóc w pierwszej fazie odbudowy uszkodzonych tkanek i znieczulić ból, możemy dostać na przykład za pół roku. A przecież planowaliśmy, zgodnie zresztą z sugestiami lekarza, że za dwa miesiące będziemy bliscy pełnej sprawności. Kolejne odwiedzone czy obdzwonione gabinety potwierdzają smutny fakt, za naszą rehabilitację, za którą między innymi płacimy składki na ubezpieczenie zdrowotne, będziemy musieli zapłacić z własnej kieszeni. Często te same centra zajmujące się stawianiem niedomagających na nogi, posiadają tuż obok dwa okienka z zapisami, dla płatnych i bezpłatnych pacjentów. Z jednej strony pół roku oczekiwania, zapisując się z drugiej strony, możemy zaczynać ćwiczenia od jutra. Skąd się to bierze? W końcu moce przerobowe takich centrów są mniej więcej stałe, dlaczego więc większość musi leczyć się prywatnie. Wynika to z systemowego podejścia do rehabilitacji ze strony organów państwa rozdzielających pieniądze na poszczególne gałęzie służby zdrowia. Rehabilitacja traktowana jest trochę po macoszemu, nie ma takiej rangi jak leczenie operacyjne czy diagnostyka. A przecież sprawnie przeprowadzona seria zabiegów potrafi postawić na nogi osoby po naprawdę poważnych urazach lub operacjach. Nie ma wtedy długofalowego obciążenia budżetu państwa związanego z nawracaniem niedoleczonych urazów, które potrafi prowadzić do kolejnych bardzo kosztownych operacji. Nie wiadomo skąd wygląda taki brak przekonania organów sprawujących nadzór na finansowaniem zabiegów medycznych, bo przecież w cywilizowany świat dawno już odkrył zbawienny wpływ wszelkich form rehabilitacji na powrót chorych do zdrowia. Również komercyjna strona podaży usług medycznych czerpie niemałe zyski ze skuteczności takich metod. Jednak to państwo powinno dbać o to, żeby jak najszybciej chorzy wracali do pełni sprawności, bo korzyści z takiego obrotu sprawy będą widoczne na bardzo wielu płaszczyznach, od gospodarki po ogólnie rozumiane zadowolenie społeczne. Jednak na dzień dzisiejszy, jeżeli nie dręczą nas dolegliwości, z którymi bez wielkiej szkody możemy poczekać kilka miesięcy, to pozostaje nam najczęściej sięgnąć głęboko do własnej kieszeni i samemu zadbać o swoje zdrowie. Możemy mieć też nadzieję, że sytuacja ulegnie zmianie w najbliższej przyszłości.
Dlaczego musimy płacić za rehabilitację?
Źródło: https://madens.pl/